Obóz ze świętymi – lipcowy survival IDK 21-31 lipca. Dzień siódmy
29 lipca, 2024
Na siódmy dzień naszego karmelitańskiego survivalu, który przypadł na niedzielę, zjechało do nas wiele nowych osób: od piątku była już Agnieszka z Moniką, w sobotę pojawili się Marzena z Kazimierzem oraz Robert z Marzeną (tylko w tym pierwszym przypadku jest małżeństwo, w drugim nie..). Na porannej mszy improwizowana kaplica naszej bazy pękała dosłownie w szwach, gospodarze dziwili się, w jaki sposób się pomieściliśmy, ale na tym polega właśnie sztuka survivalu.
Mieliśmy w tym dniu w planie pojechać na pustynię, co prawda ojciec Antoni cały czas nam tłumaczy, że prawdziwa pustynia jest w naszej duszy, ale co pustynia to pustynia, każdy chciał ją zobaczyć i dotknąć. Plany jednak zostały zmodyfikowane, ze względu na ciąg dalszy warsztatów z pieczenia, tym razem nie chleba lecz bułek i ciasta, z naszą specjalistką Anią, która specjalnie do nas przyjechała z Wałbrzycha (to jest wyższy level survivalowy), by każdy własnoręcznie mógł wyrabiać ciasto (o czym można przekonać się oglądając zdjęcia). Ponieważ towarzyszyła nam niższa temperatura, dlatego ciasto rośnie w niej wolniej (tak jak jest z naszą duszą, im chłodniejsza nasza miłość do Boga, tym więcej czasu potrzebujemy aby się przemienić), warto było jednak czekać. Pożegnaliśmy naszych wyjeżdżających uczestników z Poznania (Kasię i Grzesia oraz prof. Strykowską z mężem i Marcinem) niedzielnym rosołkiem, zwieńczonym wspaniałym deserem: upieczonymi bułeczkami z dżemem brzoskwiniowym i morelowym oraz plackiem z rabarbarem. Wspaniały zapach jeszcze długo roznosił się po całej puszczy zwabiając zwierzęta…
Deszcz zepsuł nam plany penetrowania pustyni, nie zniechęcił nas jednak do wyprawy w okoliczne lasy, by w grupie wspólnie pomilczeć, otwierając się na obecność Pana Boga i otaczające nas piękno, wprowadzając w praktykę sztukę patrzenia, którego uczyła nas prof. Strykowska. Po powrocie kucharze przygotowali drugie danie niedzielnego obiadu, po którym krótka kawa i pożegnaliśmy się z naszą wrocławską ekipą, przyjechał za to z Poznania Rafał, który pędził z wakacji z rodziną ze Słowenii, pragnąc spędzić z nami choć chwilę czasu.