Obóz ze świętymi – lipcowy survival IDK 21-31 lipca. Dzień ósmy
4 sierpnia, 2024
Dzień ósmy naszego karmelitańskiego survivalu zaczęliśmy w mocno okrojonym składzie, zostało nas zaledwie kilka osób, cisza i spokój 🙂 Survival to praca nad swym wnętrzem w określonych warunkach zewnętrznych, pośród innych – i to właśnie ten ostatni element zadecydował o poniedziałku, były plany by wyruszyć na pustynię, wreszcie, bo już w niedzielę deszcz nam to uniemożliwił, ale stan pozabiegowy kolana Marzeny sprawił, że zrezygnowaliśmy z tego. Dotarcie tam dla niej byłoby niemożliwe, a absolutnie nie chcieliśmy jej zostawiać samej w obozie czy też czekającej na nas na jakimś parkingu… Dlatego wyruszyliśmy szukać złota, raz że część osób nie uczestniczyła w naszej pierwszej próbie, dwa – nasza „kózka” mogła być z nami. I tak też się stało. Pierwsze wybrane z mapy miejsce potok Wilcza okazało się wybetonowanym produktem jakiejś kopalni, udało nam się jedynie znaleźć lebiodkę oregano oraz bodziszek cuchnący i błotny, po krótkim odpoczynku udaliśmy się na kolejne miejsce złotonośne, tym razem w samej Kaczawie. Piękne miejsce, w którym wszyscy niemal – oprócz kontuzjowanej Marzenki i towarzyszącej jej Agnieszki, które z niedalekiej oddali oczekiwały na nasze okrzyki oznaczające znalezienie skarbu – zaangażowali się w intensywne przesiewanie wydobywanego z dna piasek. Jako absolutni nowicjusze w tej materii, zapewne popełniliśmy błędy w sztuce i stąd zilustrowane na zdjęciach skarby nie do końca przypominają złoto, dla nas jednak były wspaniałą przygodą i zabawą. Po krótkim odpoczynku w ukrytym przed oczami wielu miejscu, udaliśmy się na zamówione łowisko do naszego mistrza wędkarstwa Remigiusza. Po przybyciu okazało się, że czeka już na nas zastawiony stół ze smakowitych potraw z grila „od znajomego masarza”, które okazały się wspaniałe. Zgodnie z obietnicą zostały odprawiona msza święta w intencji naszego mistrza i jego rodziny. Mieliśmy przyjemność poznać księdza proboszcza, na terenie którego później ćwiczyliśmy naszą umiejętność łowienia ryb. Swoją pierwszą rybę w
życiu złowił także o. Antoni, może nie była zbyt wielka, ale była. Po złowieniu i wypuszczeniu ryb, te nie były zdatne na ruszt, uraczyliśmy się wspaniałą kolacją, okraszoną opowieściami pana Remigiusza o jego przygodach łowieckich, a także sportowych.
Droga powrotna do obozu okazała się prawdziwym survivalem, najpierw gdy nasz przewodnik pomylił trasę włączając na mapach google wersję rowerową, przez co poznaliśmy bardziej Jelenią Górę; a następnie gdy na wąskiej i krętej drodze wiodącej przez park krajobrazowy doliny Bobru trafiliśmy na jadącego przed nami tira, który przez kilkadziesiąt kilometrów blokował nam drogę. To był chyba najmocniejszy element survivalu w dzisiejszej wyprawie, ćwiczenie się w cierpliwości i modlitwie za kierowcę.
Wieczorem padliśmy jak nieżywi po przebyciu na nasze miejsce ciche i spokojne…