Czego się nie da kupić ani pożyczyć? „Panny głupie i mądre” czytane z pewnej perspektywy (Mt 25,1-12)
1 grudnia, 2020
„Panny głupie i mądre” z pierwszej przypowieści Jezusa zapisanej w 25 rozdziale Ewangelii Mateusza, to druhny weselne, ale zarazem obraz naszego życia.
Wtedy podobne stanie się Królestwo Niebios dziesięciu pannom, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć zaś z nich było mądrych, a pięć głupich. Głupie bowiem wziąwszy swoje lampy nie zabrały z sobą oliwy. Mądre zaś ze swymi lampami wzięły i oliwę w naczyniach swoich. A gdy pan młody zwlekał, wszystkie zdrzemnęły się i zapadły w sen. A w środku nocy powstał krzyk: Oto pan młody przychodzi, wychodźcie mu na spotkanie! Wtedy ocknęły się wszystkie te panny i uporządkowały swoje lampy. A głupie powiedziały do mądrych: Dajcie nam z waszej oliwy, gdyż nasze lampy gasną. Mądre zaś odpowiedziały, mówiąc: Może nie wystarczyć nam i wam; idźcie zaś raczej do sprzedawców i kupcie sobie. Gdy one odeszły kupić, przyszedł pan młody i te, które były gotowe, weszły z nim na wesele i drzwi zostały zamknięte. Potem zaś przychodzą i pozostałe panny, mówiąc: Panie! Panie! Otwórz nam. A On odpowiadając, powiedział: Amen, mówię wam, nie znam was. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o której Syn Człowieka przychodzi.
By zrozumieć odrzucenie głupich panien i niewpuszczenie ich na ucztę, trzeba przybliżyć rolę druhny w weselnej ceremonii z Palestyny z czasów Jezusa. Będąc zaproszone przez pannę młodą, miały do spełnienia zadanie (poza towarzyszeniem jej w ciągu dnia, który spędzano na tańcach) – wieczorem, już po zapadnięciu ciemności, powinny oświetlać panu młodemu drogę do domu narzeczonej, a potem ze światłami eskortować ich do domu tegoż, gdzie odbywał się zaślubiny i uczta weselna. Lampy oliwne, które miały na wyposażeniu druhny, były w rzeczywistości pochodniami składającymi się ze szmat owiniętych wokół drzewca. Aby takie lampy-pochodnie paliły się, szmaty musiały być nasączone oliwą, takie jednorazowe „naoliwienie” wystarczało na około kwadrans palenia się i dawania światła.
W tej sytuacji można zrozumieć, że bycie druhną, przyjęcie takiej propozycji, było poważną sprawą („zaszczytną funkcją; obawa przed obrazą polegająca na braku należytego przygotowania lub wyproszenia z uczty weselnej spędzała sen z oczu młodych kobiet”; C. Kenner). Jej pochodnia rozświetlała ciemności w całej miejscowości, wskazując oblubieńcowi drogę do domu oblubienicy, będąc symbolem zaproszenia, czuwania, szacunku i gotowości (dziś postawach już zapomnianych, skoro nasze domy bardzo rzadko są miejscem spotkań…). Bez druhen i ich pochodni potykający się w ciemnościach weselnicy, czy pan młody wręcz błądzący w drodze do domu oblubienicy, staliby się pośmiewiskiem i raczej byłby to kiepski początek małżeństwa… Zapomnienie o oliwie w tej sytuacji stanowiło rażące zaniedbanie, przekreślenie właściwie roli druhny, do której każda z panien została zaproszona i na którą się zgodziła.
Inną kwestią w tej sytuacji jest próba pożyczenia oliwy od panien rozsądnych („roztropnych, rozumnych, rozważnych, mądrych”). Ponieważ chodzi nie o jakieś „symboliczne lampki” lecz o „poważne pochodnie”, które służą jako źródło światła, nie ma mowy o podzieleniu się oliwą, której, jak słusznie zauważyły roztropne panny: „Może nie wystarczyć nam i wam; idźcie zaś raczej do sprzedawców i kupcie sobie”… Lepiej, by droga była gorzej oświetlona, aniżeli weselnicy mieliby w jakiejś jej części potykać się w ciemnościach – rzecz oczywista i chyba już przećwiczona w przeszłości… I nie wynikała taka ich postawa z egoizmu, doskonale zdawały sobie sprawę, że pewne rzeczy są nie-do-pożyczenia… „miękkość serca” w tym przypadku skończyłaby się dramatycznie dla nich wszystkich.
Głupie zatem biegną, nie mając innego wyjścia, choć – skoro rozległo się już wołanie: „Oto pan młody nadchodzi, wyjdźcie mu na spotkanie” – oczywisty powinien być bezsens ich próby udania się gdziekolwiek: do znajomego punktu kupić oliwę, jeśli taki znają, lub do mamusi, by zapytać, gdzie można tę „nieszczęsną” oliwę kupić. Chyba, że droga z domu panny młodej do jej oblubieńca była na tyle odległa, że liczyły, że zdążą jeszcze dołączyć do orszaku… Musiało to jednak zająć „trochę czasu”, skoro już nie tylko dokonał się obrzęd powitania pana młodego w domu narzeczonej i cały pochód-przejście do domu narzeczonego, ale powitanie ich tam i wejście wszystkich weselników. Przybiegając z oliwą zastają drzwi zamknięte, zatem pukają i proszą: „Panie! Panie! Otwórz nam”. Ale odpowiedź jest jasna: „Amen [„zaprawdę mówię wam” – uroczyste potwierdzenie, podkreślenie i zapewnienie], mówię wam, nie znam was”. Biblijne „nie znam” użyte tutaj oznacza nie tyle brak wiedzy, co/lecz relację, niejako mówiąc: „nie znam was bliżej”, „nie jesteśmy blisko”, „nie żyjemy w przyjaźni ze sobą”. I to jest klucz do właściwej interpretacji tej sceny.
Bycie druhną dla każdej panny oznaczało określoną szansę, tak jak i dzisiaj poznajemy kogoś przez spełniane przez nas role-zadania (w sensie najgłębszym rola wykonywana to powołanie, rolą Jezusa – w sensie najgłębszym, najgłębszym – było i jest bycie Synem Ojca), czy to w rodzinie i wśród znajomych, w szkole, pracy, na różnego rodzaju spotkaniach, udziale w uroczystościach , działalności w organizacjach (w ten sposób również warto spojrzeć na toczące się protesty w tzw. „obronie kobiet”; por. wpis blogerki „pink-panther” na portalu szkolanawigatorow.pl z 8 listopada) etc. Te druhny-panny, które spełniły swą rolę, nie tylko znalazły się na uroczystościach weselnych, ale również zostały poznane przez weselników i to poznane jako odpowiedzialne, roztropne i mądre kobiety. W ten sposób umocniły również, lub zadzierzgnęły, przyjaźń z panną młodą, z jej mężem, rodziną, znajomymi, obecnymi tam młodzieńcami – drużbą pana młodego. Grono osób, z którymi się „poznały bliżej” jest znaczne, dzięki temu ich możliwość znalezienia dla siebie męża i zapewnienia sobie przyszłości dzięki własnej rodzinie – ale i dzięki gronu przyjaciół i znajomych (nie ma przecież PZU, ZUS, ani innych degradujących więzi międzyludzkie instytucji) – znacznie wzrosła. Głupie straciły, na własne życzenie, tę szansę. Niewpuszczenie ich na ucztę weselną było logiczną konsekwencją niespełnienia przez żadną z nich roli druhny: nie tylko uraziły honor gospodarza domu, nie spełniając roli, do jakiej się zobowiązały, nie tylko naraziły się pannie młodej, ale całej społeczności dały się poznać właśnie jako głupie (a kto chciałby głupią żonę?).
„Znać – nie znać” skierowane do druhen-panien mądrych i głupich jest jednak w przypowieści ilustracją tego, jak „będzie w królestwie niebios”, czyli końca czasów (wypowiedzi i ostrzeżenia Jezusa zamieszczone u Mateusza po zapowiedzi zburzenia Jerozolimy – w rozdziałach 24 i 25):
„Powiedz nam, kiedy to będzie i co znakiem Twojego przybycia i spełnienia się czasu? I odpowiadając Jezus rzekł…” (24,3b-4a). […] Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o której Syn Człowieka przychodzi (25,13).
Co oznacza, że to, czy usłyszymy po drugiej stronie słowa „nie znam ciebie/was”, „nie znam ciebie bliżej”, „nie jesteśmy blisko”, „nie żyjemy w przyjaźni z sobą”, zależy od zbudowania już teraz naszej relacji z Nim. Gdy bowiem zastanowimy się nad śmiercią, to jasne jest – niezależnie, czy wierzymy w Boga, czy nie – że jest ona odarciem nas absolutnie ze wszystkiego. Niczego ze sobą nie zabieramy – śmierć to koniec wszystkiego tu, niezależnie od tego, jak bardzo opływamy w różne dobra, i niezależnie od wierzeń społeczeństw, które wyposażają swych zmarłych w różne przedmioty mające się przydać na „tamtym świecie”; korzystają z nich tylko archeolodzy w swych badaniach… Zatem to, co pozostaje, to tylko zbudowane relacje. I ta najważniejsza, życiodajna, dzięki której zostaniemy rozpoznani i uznani – przyjęci lub nie…
A zbudowaniu tej relacji służą różne role („powołania”), które przychodzi nam tu na ziemi pełnić: począwszy od relacji najmniej istotnych po rolę całego naszego życia, poprzez które mamy możliwość tworzenia relacji z Bogiem. Mamy wiele możliwości i szans, nie tylko tych wielkich, skutecznych i efektownych, nie tylko wtedy, gdy jesteśmy „młodzi i piękni”, ale i tych zwykłych i szarych, trudnych i kończących się porażką; tych, gdy jesteśmy słabi, starzy i chorzy – wszystkie one są bowiem okazją do „bycia bliżej”, „poznania siebie bliżej”, „bycia przyjaciółmi” Boga (tak zresztą modlitwę określiła św. Teresa od Jezusa – „relacją przyjaźni”)…. Wiara to właśnie relacja, więź, łączność. Wszystko, co zdarza się w naszym życiu, jest okazją, możliwością ku temu. Pewne rzeczy można w życiu kupić, dziś wydaje się, że niemal wszystko (czego przykładów mamy zatrzęsienie, niestety…). Choć wirus uświadomił nam, dał szansę na to uświadomienie sobie, że jednak nie wszystko. Relacji – przyjaźni, miłości, macierzyństwa-ojcostwa, braterstwa, nie kupi się za żadne pieniądze. Podobnie relacji przyjaźni z Bogiem… I tak jak oliwę ostatecznie można kupić, to odpowiedzialności i zdrowego rozsądku nie, a na co przydaje się oliwa kupiona za późno możemy sobie uświadomić w momentach, gdy życie się kończy, gdy doświadczamy różnych kryzysów, zdrad, odejść, samotności – ukazuje właśnie ta przypowieść. Nie mówiąc o „niespodziance”, jaka nas może czekać po śmierci…
o. Antoni Rachmajda OCD